18 paź 2015

Żółte ptaki- recenzja!

Brak komentarzy:
Hej, hej!
Planowałam dodać tę notkę z recenzją już w środę, ale ten tydzień był tak niesamowicie zakręcony, że kompletnie nie miałam czasu. We wtorek pisałam pierwszą próbną maturę  polskiego, w środę cały wolny dzień spędziłam nad książkami, a w czwartek nastąpił miły przerywnik, ponieważ w naszej szkole odbył się wykład na temat czekolady! Był on naprawdę ciekawy i dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy. Tak więc wystrzegajcie się białej czekolady, bo składa się ona w całości z cukru i tłuszczu, jest to totalnie sztuczny wyrób. Zdecydowanie odpuszczam sobie tę słodkość.
 A teraz przychodzę już do tytułu posta i zostawiam recenzję Żółtych ptaków. Naprawdę warto sięgnąć po tę książkę. To chyba jedna z lepszych pozycji jaką przeczytałam w całym tym roku.

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam niesamowitą powieść Kevina Powersa ''Żółte ptaki''. Jeśli tak wygląda debiut pisarza, to koniecznie muszę zapoznać się z jego dalszą twórczością. O tyle, o ile nie przepadam za powieściami z wątkami psychologicznymi, tak tą pochłonęłam w kilka dni. I to przy nawale obowiązków, jakimi obarcza mnie szkoła.
Cała akcja książki rozgrywa się między wspomnieniami z frontu wojny z 2004 roku w Al Tafarze, a 2009 roku, kiedy to główny bohater wraca już do domu. Wydarzenia te oddziela od siebie śmierć, przyjaciela Johna, Murphego.
Przed wyjazdem na wojnę John, składa irracjonalną obietnicę matce Murphego, że przywiezie go do domu całego i zdrowego. Jak to zwykle w życiu, a zwłaszcza na wojnie, bywa Murphy ginie, zamordowany w bestialski sposób przez żołnierzy dżihadu. Opis jego zmasakrowanego ciała, przyprawił mnie o mdłości. Pogruchotane kości, wydłubane oczy, odcięte uszy i nos! To naprawdę straszny obraz. Cała książka zawiera dużo opisów zmasakrowanych ciał przez wojnę. Nie giną tylko żołnierze, ale też zwykli cywile.
Autor skupia się przede wszystkim na psychice żołnierzy w trakcie służby dla państwa, jak i po przeżytych wydarzeniach. Niektórzy nie wytrzymują piekła wojny i popadają w szaleństwo już w Al Tafarze. Te sceny również wywarły na mnie duże wrażenie.
Kiedy Murph wraca do domu, popada w depresję, obwiniając siebie za śmierć przyjaciela. Za obietnicę, którą złożył matce Murphego i której nie dotrzymał. Odcina się matki i wszystkich znajomych, nieustannie powracając myślami do frontu wojennego i minionych wydarzeń.
I jak to w życiu bywa, zawsze po zawalonej sprawie trzeba znaleźć jakiegoś kozła ofiarnego. I tym po śmierci Murpha staje się właśnie John. Wręcz rozbawiony udaje się do więzienia, kiedy przychodzą do niego ''ci z góry, którzy decydują kto poniesie winię za czyjąś śmierć''. Tam nadal rozmyśla tylko o śmierci przyjaciela, powoli otrząsając się z tej tragedii.
Cała książka jest pełna pstrego, wulgarnego języka. Autor nie bawi się w uprzejme formy. Zresztą, kto na wojnie wyraża się jak w salonie? I to ten wulgarny język nadaje w dużej mierze smaczku temu wojennemu, psychologicznemu arcydziełu, jak niektórzy określają tą powieść. Jest ona z pewnością bardzo intensywna i na pewno, długo pozostanie mi w pamięci. Naprawdę warto po nią sięgnąć, żeby zobaczyć jak wygląda to z drugiej strony. Tym bardziej, że nie są to tylko czcze wymysły pisarza, przez całe życie siedzącego w ciepłym fotelu i z piórem w ręku. Ponieważ, z noty o autorze dowiadujemy się, że Kevin Powers w 2004 i 2005 r. sam służył jako strzelec karabinu maszynowego w armii amerykańskiej w Iraku. Z czystym sumieniem polecam.


10 paź 2015

Jesiennie i językowo!

Brak komentarzy:
Hej, hej!
Dawno mnie tu nie było, tak wiem. Ten czas leci jak szalony! Nie mogę uwierzyć, że mamy już październik. Wrzesień minął mi niesamowicie szybko i był to chyba najlepszy miesiąc w moim życiu. Głównie przez wzgląd na praktyki w Niemczech. I tutaj mam mnóstwo zaległych postów z wycieczek, ale najpierw muszę znaleźć czas na obrobienie zdjęć. Dzisiaj post z serii pamiętnikowej, bo gdzieś muszę odciążyć głowę i pozbyć się paru myśli, więc nie gdzie jeśli na blogu, który jest moją prywatną myślodsiwienią.
 Chyba powoli wdrążam się do tego szkolnego rytmu i nauki, chociaż jest jej ogromnie dużo. Na razie wciąż mnie ona przytłacza, ale i tak myślę, że powoli wychodzę na prostą.
 A skoro już o nauce to zdałam pierwszą kwalifikację potwierdzającą zawód! To naprawdę wielka ulga, wiedzieć, że ten czas nie był zmarnowany.
 Muszę ponownie zmobilizować się do nauki języków obcych, w czasie praktyk, nieustannie miałam kontakt z angielskim i niemieckim. Ostatnio moja motywacja znacznie spadła.. co jest dla mnie ogromnym wstydem, ale nie ma bata, biorę się z powrotem ostro do nauki. Przecież, to jest to co kocham u uwielbiam robić. Ubolewam tylko, że w tym ostatnim roku mam tylko po jednej godzinie języków tygodniowo. :< Więc tym bardziej niech będzie to dla mnie motywacją i wyzwaniem do samodzielnej, regularnej nauki.




*************************************************************************
28 września nastąpiło wspaniałe zjawisko zaćmienia księżyca. Nastawiłam budzik na 3:50 i chwilę po 4:00 rano, wybiegłam na dwór, po to by przez ponad godzinę obserwowałam  krwawy księżyc. Okropnie przy tym wymarzłam i odrobinę odchorowałam, ale zdecydowanie było warto! W końcu taka okazja nie powtórzy się szybko.

 ************************************************************************
Po tych okropnych, rekordowych, tegorocznych upałach, nareszcie przyszła do nas jesień. Ziemia coraz bardziej pokrywa się pięknym dywanem kolorowych liści, które bajecznie szeleszczą pod stopami. Dzień jest coraz krótszy i to nadaje ten piękny klimat jesieni. I jedyne co odrobinkę mi się nie podoba w tegorocznej jesieni, to to, że tak szybko zawitały mrozy i przenikliwy chłód. Bez grubego swetra nie ruszam się z domu! A gorąca kawa i herbata, są moimi codziennymi, obowiązkowymi punktami na liście dnia. Bez tego ani rusz, ale tak naprawdę to właśnie to jest najlepsze w jesieni. Do tego dobra książka, muzyka w słuchawkach i koc i jestem w niebie.
I chyba miło byłoby też zaszyć się w kuchni i upichcić lub upiec coś pysznego na te chłodne październikowe wieczory. A skoro już o kuchni to, od kiedy zawitały chłody to owsianki stały się idealnym pomysłem na śniadania. Tym bardziej, że można je przyrządzić na mnóstwo sposobów.
Poniżej zostawiam parę propozycji, które zagościły u mnie na stole.




**************************************************************************
Jako zapalony kibic, nie mogę nie wspomnieć o trwających Mistrzostwach Europy w siatkówce. Po wczorajszej wygranej z Belgami, można optymistycznie patrzeć w przyszłość. Oby tylko, nie powtórzyło się to co na Pucharze Świata, gdzie o naszej porażce zadecydował praktycznie jeden set. Do boju Polsko!
z facebooka










(c) Eileen Joy/kibicowelove