Planowałam dodać tę notkę z recenzją już w środę, ale ten tydzień był tak niesamowicie zakręcony, że kompletnie nie miałam czasu. We wtorek pisałam pierwszą próbną maturę polskiego, w środę cały wolny dzień spędziłam nad książkami, a w czwartek nastąpił miły przerywnik, ponieważ w naszej szkole odbył się wykład na temat czekolady! Był on naprawdę ciekawy i dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy. Tak więc wystrzegajcie się białej czekolady, bo składa się ona w całości z cukru i tłuszczu, jest to totalnie sztuczny wyrób. Zdecydowanie odpuszczam sobie tę słodkość.
A teraz przychodzę już do tytułu posta i zostawiam recenzję Żółtych ptaków. Naprawdę warto sięgnąć po tę książkę. To chyba jedna z lepszych pozycji jaką przeczytałam w całym tym roku.
Dzisiaj chciałabym
przedstawić Wam niesamowitą powieść Kevina Powersa ''Żółte
ptaki''. Jeśli tak wygląda debiut pisarza, to koniecznie muszę
zapoznać się z jego dalszą twórczością. O tyle, o ile nie
przepadam za powieściami z wątkami psychologicznymi, tak tą
pochłonęłam w kilka dni. I to przy nawale obowiązków, jakimi
obarcza mnie szkoła.
Cała akcja książki
rozgrywa się między wspomnieniami z frontu wojny z 2004 roku w Al
Tafarze, a 2009 roku, kiedy to główny bohater wraca już do domu.
Wydarzenia te oddziela od siebie śmierć, przyjaciela Johna,
Murphego.
Przed wyjazdem na
wojnę John, składa irracjonalną obietnicę matce Murphego, że
przywiezie go do domu całego i zdrowego. Jak to zwykle w życiu, a
zwłaszcza na wojnie, bywa Murphy ginie, zamordowany w bestialski
sposób przez żołnierzy dżihadu. Opis jego zmasakrowanego ciała,
przyprawił mnie o mdłości. Pogruchotane kości, wydłubane oczy,
odcięte uszy i nos! To naprawdę straszny obraz. Cała książka
zawiera dużo opisów zmasakrowanych ciał przez wojnę. Nie giną
tylko żołnierze, ale też zwykli cywile.
Autor skupia się
przede wszystkim na psychice żołnierzy w trakcie służby dla
państwa, jak i po przeżytych wydarzeniach. Niektórzy nie
wytrzymują piekła wojny i popadają w szaleństwo już w Al
Tafarze. Te sceny również wywarły na mnie duże wrażenie.
Kiedy Murph wraca
do domu, popada w depresję, obwiniając siebie za śmierć
przyjaciela. Za obietnicę, którą złożył matce Murphego i której
nie dotrzymał. Odcina się matki i wszystkich znajomych, nieustannie
powracając myślami do frontu wojennego i minionych wydarzeń.
I jak to w życiu
bywa, zawsze po zawalonej sprawie trzeba znaleźć jakiegoś kozła
ofiarnego. I tym po śmierci Murpha staje się właśnie John. Wręcz
rozbawiony udaje się do więzienia, kiedy przychodzą do niego ''ci
z góry, którzy decydują kto poniesie winię za czyjąś śmierć''.
Tam nadal rozmyśla tylko o śmierci przyjaciela, powoli otrząsając
się z tej tragedii.
Cała książka
jest pełna pstrego, wulgarnego języka. Autor nie bawi się w
uprzejme formy. Zresztą, kto na wojnie wyraża się jak w salonie? I
to ten wulgarny język nadaje w dużej mierze smaczku temu
wojennemu, psychologicznemu arcydziełu, jak niektórzy określają
tą powieść. Jest ona z pewnością bardzo intensywna i na pewno,
długo pozostanie mi w pamięci. Naprawdę warto po nią sięgnąć,
żeby zobaczyć jak wygląda to z drugiej strony. Tym bardziej, że
nie są to tylko czcze wymysły pisarza, przez całe życie
siedzącego w ciepłym fotelu i z piórem w ręku. Ponieważ, z noty
o autorze dowiadujemy się, że Kevin Powers w 2004 i 2005 r. sam
służył jako strzelec karabinu maszynowego w armii amerykańskiej w
Iraku. Z czystym sumieniem polecam.